sobota, 13 kwietnia 2013

Rozdział 1


Mój pierwszy dzień w nowym domu, nie licząc wczorajszych wielu godzin poświęconych na rozpakowywaniu walizek, toreb i zakupów. Po przylocie na lotnisko, od razu po odzyskaniu moich rzeczy, zamówiłam dojazd do mieszkania.
Podczas niedługiej podróży postanowiłam zatrzymać się w pobliskim sklepie. Kupiłam mały kawałek chleba i kilka produktów spożywczych niezbędnych do życia - dwie czekolady, lizaka, twix'a i orzeszki ziemne z solą. Bez jakiejkolwiek potyczki pewnie by się nie obyło, więc dziwnym trafem moja walizka zaginęła w akcji. Nawet zgłosiłam się z tym problemem do obsługi klienta, ale nikt nie zgłosił znalezienia bezpańskiej walizki. W razie czego zostawiłam swoje dane. Zawiedziona, że złodziej może wkraść się do mojego domu, gdyż były tam wszystkie moje dokumenty, wróciłam do robienia zakupów.
Nagle ujrzałam, że do punktu obsługi klienta podbiegł nieznajomy - dosyć wysoki mężczyzna z kapturem na głowie. O dziwo ciągnął za sobą moją własność. Jakim cudem znalazła się ona w posiadaniu takiej osoby?
On i jakaś pani wymienili kilka zdań. Odszedł, a moja walizka leżała w rękach tamtej kobiety. Zauważyła mnie.
- Oh, pani Brooks! Ktoś znalazł pani walizkę! - wołała jak szalona. Niestety nieznajomy wyszedł już ze sklepu. Nie zdążyłabym go już dogonić. Podeszłam do niej w celu odebrania zguby.
- Dziękuję bardzo. Tak się martwiłam. - Mimo, że miałam nadzieję, że walizka się znajdzie, to jednak miałam cień wątpliwości.
- Znalazł ją jakiś miły klient. Ale ma pani szczęście!
- Wie pani kim był ten klient? - spytałam zaciekawiona.
- Niestety nie, bo miał ciemne okulary i kaptur.
- Dobrze, jeszcze raz ślicznie dziękuję i do widzenia. - Posłałam jej ciepły uśmiech i odeszłam w stronę kasy.

~*~

Wśród nowych, lepszych ludzi i z nowym, dużo lepszym nastawieniem do życia miałam ochotę skakać i cieszyć się jak szalona, że w końcu uciekłam od starego życia.
Mozolnie wygramoliłam się z łóżka. Była co prawda 6 rano, a spotkanie w sprawie pracy miałam o 11, ale jak to wszyscy mówią "pierwsze wrażenie jest najważniejsze".
Chciałam zostać fotomodelką, było to moje marzenie w kolejce zaraz po tym, że chciałam wyjechać na wyspy Brytyjskie. Życie biegnie do przodu i trzeba wyznaczać sobie nowe cele. Moim nowym celem był modeling. Cieszyłam się, że tak szybko odnalazłam się w nowym mieście.
Narzuciłam na siebie łososiowy szlafrok i podreptałam do kuchni. Na sesji kwalifikacyjnej musiałam wyglądać zniewalająco, to była moja największa szansa. Pierwszy tydzień nowego życia zapowiadał się znakomicie. Najlepszy zawodowy fotograf poszukiwał modelki w wieku 18-22 lat. Czyż to nie życie się do mnie uśmiechnęło?
Po zjedzeniu skromnego śniadania rozpoczęłam swoją walkę z wyglądem. Na twarz nałożyłam bardzo cienką warstwę pudru żebym wyglądała naturalnie, a oczy delikatnie podkreśliłam eyelinerem i maskarą.
Teraz czekało mnie najtrudniejsze - w co się ubrać? Po dłuższym namyśle przed szafą wybrałam kremową koszulę w kwiaty wyrastające jakby ze spodu mojej koszuli. Na nogi wcisnęłam obcisłe rurki w kolorze ciemnego brązu, a na stopy moje ulubione cieliste botki na wysokim koturnie i platformie. Jak na mój gust wyglądałam zniewalająco.
Byłam już gotowa, a zostały mi aż dwie i pół godziny. Akurat na zjedzenie pysznego śniadania mojego autorstwa. Wybrałam kanapkę z łososiem norweskim i koperkiem. Może trochę ubogo jak na dziewiętnastolatkę, ale to była ostatnia kromka chleba jaką miałam. Wszystko, co kupiłam dzień temu, już zjadłam. Mogłam wczoraj trochę pomyśleć i kupić coś sensowniejszego niż głupiego batona, czy lizaka, które zjadłam, zanim dotarłam do domu. Obiecałam sobie, że od razu po próbnej sesji wybiorę się do Tesco.
Rozsiadłam się wygodnie na fotelu i zabrałam się za czytanie książki. Niestety nie było mi dane przeczytać spokojnie, gdyż w całym korytarzu rozległ się piskliwy dźwięk dzwonka do drzwi.
Niepewnie uchyliłam drzwi wejściowe, a tam znalazłam coś co przekraczało moje wszelkie oczekiwania. Coś co mi się nawet nie śniło. Otworzyłam szeroko oczy i opuściłam ręce wzdłuż ciała w geście zdziwienia.
Nie mogłam w to uwierzyć! Ktoś podarował mi bukiecik róż! Niestety ich właściciel albo się schował, albo po prostu przysłał je pocztą. W pobliżu nie widziałam ani jednej żywej duszy, więc z wielkim uśmiechem na twarzy wzięłam go do rąk i wróciłam do domu.
Po dosyć długim szperaniu wśród tych pięknie pachnących kwiatów pogodziłam się z myślą, że ten, kto mi je podarował, nie zostawił żadnej informacji, czy chociaż podpowiedzi, kim jest. Przecież jeszcze tu nikogo nie poznałam. Pobiegłam na górę cała w skowronkach po dzbanek, żeby nalać tam wody i wstawić róże.
-Auć. - syknęłam. Na moje nieszczęście ukłułam się kolcem rośliny.
Wróciłam do czytania książki, lecz nie na długo. Pozostało mi tylko 30 minut do wyjścia, więc postanowiłam, że zrobię ostatnie poprawki stroju i makijażu. Głęboki wdech i wydech i w końcu wyszłam na świeże powietrze... cała zestresowana.
Moje nie ogarnięcie dawało się we znaki, gdyż zapomniałam zadzwonić po taksówkę. Wybrałam numer do jakiejś firmy taksówkarskiej i wróciłam do mieszkania. Mam nadzieję, że się nie spóźnię na sesję. Ku mojemu zdziwieniu po upływie 5 minut żółta taksówka zjawiła się na moim podjeździe. Podbiegłam do niej pospiesznie, uprzednio zamykając bardzo dokładnie mój dom.
Mój dom - jak to ładnie brzmi. Tyle lat zmarnowanych w domu z ojcem alkoholikiem. Niestety taki był mój los.
- Dzień dobry. Na Radffild Road poproszę. - Wytłumaczyłam kierowcy gdzie chcę się dostać i rozsiadłam się wygodnie na miejscu pasażera, powoli się odprężając. Samochód ruszył z podjazdu, a ja, im bliżej byliśmy u celu, czułam coraz większy strach przed porażką. Jak to bywa w centrum miasta, pechowo natrafiliśmy na korek. Na szczęście nie był za duży.
- Dojechaliśmy. £2 się należy. - oznajmił kierowca. Nerwowo szukałam w torebce portfela. Młody mężczyzna patrzył na mnie zniecierpliwiony.
- Przepraszam, zaraz coś znajdę. - Próbowałam przekonać chłopaka i siebie. Niestety, przez nieuwagę i zamieszanie z taksówką, portfel zostawiłam w domu.
- Niech pani się nie martwi i sprawdzi w kieszonce. - Delikatnym głosem uspokajał mnie nieznajomy.
- Ma pan rację. -Wyjęłam ręce z torby i szybko wsunęłam dłoń do kieszeni spodni. Znalazłam tam akurat tyle kasy, ile było mi potrzebne. - Skąd wiedziałeś?- Moje oczy wyglądały jak dwa wielkie spodki.
- Załóżmy, że intuicja. -Uśmiechnął się do mnie promiennie. - Stresujesz się?- oznajmił spokojnie z wielkim uśmiechem.
- Troszeczkę. Czekaj, czekaj... Skąd wiesz, że mogę się w ogóle stresować? - Nerwowo obracałam papierki w ręce, a nieznajomy wskazał palcem na pewien punkt pod moimi nogami.
- Twoje CV tam leży, panno Lauren, tak? Jak szukałaś portfela w torbie, to ci upadło. Radzę ci już zmykać do Davisa, bo, jak mnie wzrok nie myli, to na tym dużym billboardzie na budynku jest napisane, że sesja u niego zaczyna się za 10 minut. - Niepewnie spojrzałam na zegarek. On miał rację! Miałam tylko 10 minut.
- A niech to! Musze w takim razie uciekać! Ale jak ty znasz moje imię to chyba ja...
- John. - Rzucił jakby od niechcenia przerywając mi.
- Ładnie. No to do zobaczenia, John. - Otworzyłam szybko drzwi, położyłam pieniądze obok John'a i wyślizgnęłam się z wozu. Ostatni raz spojrzałam na siedzenie, czy przypadkiem czegoś nie zostawiłam i z impetem zamknęłam drzwiczki.
Pobiegłam do budynku tak szybko jak tylko potrafiłam, a na takich koturnach i platformach jakie miałam, trudno było się ruszyć w takim tempie, jakim oczekiwałam.
Ostatni schodek i jestem w środku, ale czy na pewno tego chcę? Pozować dzień i noc, na każde zawołanie Davisa galopować do pracy, a później popaść w kompleksy? W najgorszym przypadku skończę jako niedoszła samobójczyni lub anorektyczka z bulimią. Jestem młoda, więc mogę spróbować wszystkiego, a ja wybrałam najbardziej wymagającego fotografa na całym świecie. Co jeśli mi się nie uda?
Odpowiem na to pytanie później. Zostało mi dokładnie 8 minut. Przekroczyłam próg drzwi i to co zobaczyłam wbiło mnie w ziemię. Dosłownie... 

piątek, 22 marca 2013

Prolog

Mieszkałam tam tylko ze względu na szkołę. Zawsze marzyłam o tym, żeby pójść do dobrego collage'u. Wspomniałam, że pochodzę z Polski? No właśnie. Jedyna przeszkoda w spełnieniu marzeń. Musiałam się bardzo starać, żeby dostać się do dobrego collage'u, na dodatek poza granicami mojego państwa, co było moim największym marzeniem.
Kasę na wyjazd zbierałam od dziecka. Dosłownie cała rodzina mi w tym pomagała. Tylko edukacja trzymała mnie w moim rodzinnym mieście i kraju. Nie miałam tam przyjaciół ani nikogo bliskiego oprócz rodziny, która jako jedyna mnie wspierała. Z małym wyjątkiem, którym był mój ojciec. Nigdy mu nic nie pasowało, a zwłaszcza wszystko co miało związek ze mną.
Nie tęskniłabym za tamtym miejscem. Brak akceptacji od innych, wytykanie palcami. Smutne, ale prawdziwe. Nawet nie starałam się odnaleźć tam szczęścia czy wzajemnego zaufania. Z nie cierpliwością czekałam na moment, kiedy osiągnę pełnoletniość i wyjadę do Anglii.
Miłość. No właśnie, czym jest dla mnie miłość? To uczucie, które nie ma wad i jest oczekiwane przez wszystkich moich rówieśników jest dla mnie niczym. Po prostu niczym. Raz się zawiodłam przez jakiegoś faceta, który oglądał się za każdą lepszą laską. Byłam ślepa przez długi czas, byłam zaślepiona miłością do niego.
Niestety on tego nie rozumiał. Nie potrafił zrozumieć tego, że ja żywiłam do niego prawdziwym uczuciem. Nie zauważałam tego, że już od początku mnie zdradzał. Nie przejmowałam się tym, że od pewnego czasu przestał odbierać ode mnie telefony, że nie wracał na noc do domu, ignorował mnie. Byłam rozdarta przez bardzo długi czas po tym, jak przyłapałam go z inną w pobliskiej kawiarence, całując się. Bez zbędnych słów odeszłam. Spakowałam się i wyjechałam.
Już nigdy go nie spotkałam. Minął już rok od tego smutnego i dołującego incydentu. Skończyłam collage z wyróżnieniem, z czego jestem bardzo dumna. Zaczynam nowe życie i w końcu mogę spełnić swoje marzenia. Zamieszkałam w Halifax w stanie West Yorkshire w Wielkiej Brytanii, bo przecież nie na marne uczyłabym się prywatnie angielskiego przez tyle lat. Wyprowadziłam się w dosyć spokojne i ciche miejsce. Przy najmniej tak do tej pory myślałam...